Żywot użytkownika - aktualizuję

Podczas lektury "24/7", eseju o śnie w dobie późnego kapitalizmu; a więc ostatnim bastionie tego, co naturalne, związane jeszcze z cyklem dnia i nocy, nawiedziła mnie zabawna myśl (nieprzystająca zresztą do powagi książki). Doszedłem do wniosku, że Jonathan Crary chce mnie przekonać nie tylko o istnieniu sił, którym zależny na skróceniu mojej drzemki, ale także o tym, że we śnie kryje się potencjał wręcz rewolucyjny. Sen jako manifestacja niezgody na udział w niekończącym się procesie konsumpcji i produkcji! - proszę sobie tylko wyobrazić.



wielkimi literami: 24/7
Jonathan Crary, "24/7. Późny kapitalizm i koniec snu"

Śniący nie zarabia i nie konsumuje - jego wydajność drastycznie spada; nie korzysta z rozrywki, nie gra, nie ogląda, nie przetwarza informacji i nie podtrzymuje iluzji życia swojej wirtualnej tożsamości (na FB, blogu itd.). Myśli zanurzonego w pościeli człowieka dryfują swobodnie już chwilę przed zaśnięciem, jego odczuwany subiektywnie czas zwalnia, przestaje być gęstą od zadań i bodźców nieustającą chwilą. Nagle, przekonuje autor, czas odzyskuje swój naturalny bieg, swoją przeszłość i przyszłość. Ten stan zakrawa, jeśli sen nie jest dla nas tylko biologiczną koniecznością, niemal na bunt wobec sytemu i - zazwyczaj niewidzialnych - mechanizmów władzy.

Kapitalizm w swojej ekspansji nie uznaje granic. Hołduje tym samym zasadzie, że "wszystko można spieniężyć". W tym właśnie kryje się zasadnicze niebezpieczeństwo - skierowane przeciwko człowiekowi i społeczeństwu - jakie grozi nam ze strony nienasyconego i nigdy przecież niezasypiającego rynku. W swojej wizji człowieka i jego aktywności, kapitalistyczny światopogląd reprezentuje zawężone podejście racjonalistyczne i maszynistyczne, bo tylko taka perspektywa może zagwarantować profit. Dlatego właśnie te pryncypia: racjonalną kalkulację i mechaniczne zasady funkcjonowania pragnie nam narzucić, oczywiście przy udziale swoich "wyznawców" (niekoniecznie tego świadomych) i procedur działania, ludzkości i całemu światu. Nie dbając przy tym o jego niematerialne bogactwo i niezwykłość.


Oczywiście nie w każdej sferze ludzkiego żucia taki wydajny mechaniczny porządek jest możliwy. Jedną z tych sfer jest właśnie - sen.

Na poparcie swoich tez, autor opowiada jak kapitalizm, z epoki na epokę, z dekady na dekadę, kolonizował kolejne obszary naszej egzystencji. W imię postępu, wydajności i zysku najpierw uległ mu przemysł i czas pracy, potem sfera codzienności, rozrywki i odpoczynku, co dokonało się za pośrednictwem radia i telewizji, a dopełniło się dzięki sieciom komunikacyjnym. W końcu, za sprawą tych ostatnich, sami staliśmy się towarem, czyli cennym zbiorem danych
(vide Cambridge Analytica), profilami, które można sprzedać. Dzięki tym technologiom przyswajamy nowe (użytkownicze) nawyki i seryjne działania, których celem jest kontrola, izolacja i ukierunkowanie naszych działań na konsumpcję. Tak oto, niemal na stałe, wprowadziliśmy się do nowego stechnicyzowanego środowiska, które ma istny wpływ na nasz styl życia i jego jakość.

Dziś, dzięki trendom w badaniach naukowych i utrwalanym w popkulturze ideom, zachęca się nas do stopniowej rezygnacji z "bezproduktywnego snu", w pewnym sensie - ostatniej cumy pozwalającej jednostce wracać na brzeg realnego świata, gdzie potrafi jeszcze myśleć i funkcjonować w niezaprojektowany przez nikogo sposób. Autor pisze:

Sen - stan bezużyteczny i zasadniczo pasywny, generujący niepoliczalne straty czasu produkcji, obiegu i konsumpcji dóbr - zawsze będzie kolidował z interesami świata 24/7. Ogromna część naszego życia, którą na niego przeznaczamy, wyzwoleni z pułapki sztucznie pobudzanych potrzeb, staje się jedną w wielkich zniewag ze strony człowieka wobec zachłannego współczesnego kapitalizmu.

Znana sentencja głosi: "czas to pieniądz", a wtóruje jej nie miej popularne przekonanie, że: "sen to strata czasu" lub też trochę makabryczne: "wyśpisz się po śmierci". Ich nośność daje do myślenia. Przecież kapitalizm to przede wszystkim idee, które jakoś znajdują drogę do naszych umysłów. Potem stają się czymś normalnym i przejrzystym, "ot - mówimy - tak się po prostu sprawy mają". Dlatego sen traci wartość w naszej kulturze (nawet w dyskursie na temat tzw. zdrowego stylu życia, powraca tylko jako konieczna "higiena umysłu" i czas odpoczynku), stał się - za sprawą twórców popkultury - jednowymiarowy, płaski, a w obrazach przyszłości możliwy nawet do zdygitalizowania, wraz z resztą naszej osobowości. Tak oto sen utracił swoją wizyjność, niezwykły język i zdolność "sondowania" świata, jak to miało miejsce u zarania cywilizacji, gdy zdawał się być łącznikiem między umysłem i tym, co dla niego niepojęte, niepoznane. Dzisiaj bez zastanowienia wkładamy nasze irracjonalne marzenia senne między bajki.

Od lat sypiam stanowczo za krótko, by zapowiedz końca snu Crary'ego uznać tylko za naukowe dywagacje, mające przynieść autorowi poklask na uniwersytetach. Coś musi być na rzeczy. Poza tym, to istotne zagadnienie w dyskusji o postępie, cywilizacji czy etyce kapitalizmu. Sen reprezentuje przecież coś bardzo w nas trwałego i pierwotnego, a jednak niezgodnego z rytmem i wartościami współczesnej kultury. Dlatego warto się czasem zastanowić nad jego naturą, nad tym, co nam może powiedzieć o życiu i człowieku. Tymczasem jeśli chodzi o mnie (moją biologiczną i mentalną zależność od świata 27/7), muszę sobie na nowo przemyśleć charakter swoich aktywności, czy aby nie za bardzo dałem się wciągnąć w ten system. Może po tych, powiedzmy, ośmiu godzinach zdrowego snu nie obudzę się z wizją nowego, lepszego jutra - jakby chciałby autor - ale przynajmniej dobrze się wyśpię. A to niezły początek.


Dobranoc.

_

Jonathan Crary, 24/7. Późny kapitalizm i koniec snu, wyd. Karakter (2015).

Komentarze

  1. więc mam naturę buntownika, a nie wiecznego śpiocha? Podoba mi się takie spojrzenie na sprawę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Odpowiedzi
    1. Śmiem zauważyć, że tak naprawdę sen nie utracił "swej wizyjności, niezwykłego języka i zdolności sondowania świata". To ludzkość straciła umiejętność skupiania uwagi na śnie i jego aspektach. Nie mówię, że całej uwagi, ale choćby jej części. ;) Sen to dialog z własną podświadomością, a w szerszym wymiarze z podświadomością zbiorową. Podejmując taką "rozmowę" można się dużo dowiedzieć przede wszystkim o samym sobie. A że sen gryzie się z kapitalizmem, współczesną kulturą i etosem wydajności? No cóż, śniącym - w momencie śnienia - nie da się manipulować. Śniącym, który lepiej pozna siebie, również. ;)

      Usuń
    2. Tak też można postawić sprawę, wszak sen (fizjologicznie) jest wciąż snem. :) Skoro jednak sen - w jego dawnej postaci - przestał być przedmiotem społecznego zainteresowania, stając się tylko "koniecznością" albo "przeszkodą", to jego kulturowa wartość spadła. To ludzkość decyduje czym jest dla niej sen. Dla człowieka zachodu przestał być istotny.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty