Kotojady i filmopsuje - recenzja filmu "Ciemno, prawie noc"
Książka Joanny Bator balansuje na
granicy realizmu i sennej mary. Dzięki licznym retrospekcjom ucieka w przeszłość, poszukując tam klucza do zrozumienia teraźniejszości. Wydawać się
może przez to niełatwym materiałem do filmowej adaptacji. Zadanie komplikuje jej
polifoniczny, gawędziarski charakter, sprawiający, że czytelnik co
rusz jest zaskakiwany nową opowieścią, które rozstawiają się
przed nim jak rosyjskie matrioszki, przybliżając za każdym razem kolejny
fragment historii. Poznanie prawdy to priorytet Alicji, reporterki,
która nie wie jeszcze, że angażując się w sprawę zaginionych
wałbrzyskich dzieci, rozkopuje także własną przeszłość. I rozkopie ją, a potem wpadnie w tę "króliczą norę", jak jej słynna
imienniczka.
Czy Borys Lankosz, reżyser filmu Ciemno, prawie
noc nadążył za wyobraźnią i ambicjami pisarki?
![]() |
Magdalena Cielecka i Marcin Dorociński |
Zacznijmy od początku. Alicja Tabor wraca do Wałbrzycha, w którym zostawiła
bolesne wspomnienia z dzieciństwa. Jej rodzinny dom nic się nie zmienił, jakby
zatrzymał się w nim czas. Dziecięce łóżko na
piętrze czeka posłane, a ona wciąż się w nim mieści.
Zadaniem Alicji jest zbadać sprawę trójki porwanych dzieci i
napisać reportaż. Nie musi nikogo ocalić, chociaż skrycie tego
właśnie pragnie. Rusza w miasto, przeprowadza wywiady i obserwuje.
Na prowincji, ludnej od osobliwości, atmosfera przesycona jest deszczem i patologią.
Nieoczekiwanie reporterka spotyka na swej drodze sojuszników: Marcina
Schwartza i wariatkę od kotów, Babcyjkę. Z kolei sąsiad,
powiernik jej rodzinnych sekretów i naoczny świadek historii, Pan
Albert, sprawi, że będzie musiała zmierzyć się także z własnym, odziedziczonym koszmarem. W tle opowieści majaczy legenda
o księżnej Daisy, pani na Zamku Książ – najpierw splugawionym
przez nazistów, a potem przez sowieckich "wyzwolicieli" - oraz
o jej cennych perłach.
A koty? Są i koty. W filmie opartym na
powieści Bator muszą być koty. Choć te nie opanowały znikania
do perfekcji, jak pewien ich baśniowy krewniak. Dlatego czasem...
dyndają na okolicznych drzewach w groźnym, czytelnym przesłaniu.
Taka to historia.
Miałem wrażenie, że oto mamy wspaniałą bryłę tekstu, która oczywiście jest dziełem sztuki gotowym, ale z którego my, mając świadomość medium, jakim jest film, musimy wyrzeźbić formę najwłaściwszą. To był trudny i pracochłonny proces, bo zależało nam, by w toku eliminacji nie wyegzorcyzmować ducha tej powieści i wszystkich sensów, które są w niej zawarte. Wierzę, że to nam się udało zrealizować - mówił w wywiadzie dla RMF24 reżyser filmu.
Filmowy scenariusz wymaga ograniczeń.
Nie sposób przenieść na ekran całej powieści z jej licznymi
wątkami i postaciami – czas projekcji filmu, jak uczył Hitchcock, musi odpowiadać zasobności ludzkiego pęcherza. Lankosz, wraz z małżonką, zawęzili
więc opowieść do dwóch wątków: sprawy zaginionych dzieci i
koszmarnego dzieciństwa Alicji. Przyznam, że podczas oglądania
filmu z żalem uświadamiałem sobie, że przez wielki ekran nie
przejdą wałbrzyskie bibliotekarki, Adam, założyciel
sklepu zoologicznego Królicza Nora, wiodąca podwójne życie
właścicielka mięsnego,
a wreszcie wałbrzyscy prorocy - Jan Kołek i Jerzy Łabędź, oraz
towarzyszący im, zdolny do wszystkiego, tłum wyznawców. Wraz z tymi
cięciami znikł gwar i opadła temperatura książki – jej
subkulty, języki ulicy (acz niezupełnie), społeczne podziały i
konflikty, w których pobrzmiewa wielka, posmoleńska polsko-polska
zadyma. Aż wyrywa się pytanie: czy twórcom brakowało na to
tylko ekranowego czasu, czy może także odwagi?
By uciec od pierwszego rozczarowania,
spójrzmy na obraz Lankosza z innej strony, wszak filmowa opowieść powinna stanowić odrębną, audiowizualną całość. Zdjęcia Marcina Koszałki
mają duży potencjał i mogą się podobać. Ponury Wałbrzych (choć
po seansie nie powiedziałbym, że teraz lepiej znam to miasto) ugina
się i odkształca w szerokokątnych obiektywach. Atmosferę grozy i
niepokoju dopełniają ujęcia z żabiej perspektywy i niski klucz
oświetleniowy. Tylko w jednym momencie – by nie przecenić zanadto
pracy operatora – poczułem się jak na projekcji offowego filmu.
Była to scena przeszukiwania mieszkania podejrzanego, która wygląda
tak, jakby dwóch kumpli z blokowiska skrzyknęło się, by
przeobrazić M4 jednego z nich w kunstkamerę, mającą oddawać
psychikę skrzywionego umysłu przestępcy. Kiczowaty efekt
spotęgował jazgotliwy bit, aczkolwiek, poza przywołaną sceną,
także ścieżka dźwiękowa stoi właściwie na zadowalającym
poziomie.
![]() |
Zdjęcia Marcina Koszałki |
Przyglądając się z kolei aktorom,
odniosłem wrażenie, że i oni pogubili się nieco w tych
książkowo-filmowych dysproporcjach i nie do końca odnaleźli dla
siebie miejsce w świecie ciasno zestawionych retrospekcji.
Chociaż gra aktorska ciąży ku drapieżnej, mrocznej stronie
filmowego przekazu, w krótkich migawkach eksponując przemoc i
upadek człowieka, to tam, gdzie potrzebne były subtelniejsze emocje
i wzrastające napięcie – niestety zawodzi. Najistotniejsi bohaterowie, ci z filmowej teraźniejszości, głównie
rozmawiają przy herbatce – jakby tym razem trzymano się
uparcie nakazu powieści – a Lankosz tylko ilustruje ich wspomnienia.
Opowiada przez "opowiadaczy", zamiast ukazać wszystko w zwartej
narracyjnej formie. Ponadto okrojony scenariusz nie stwarza zbyt
wielu sytuacji zagrożenia czy konfrontacji, przez co film nie
sprawdza się dobrze jako kino gatunkowe, które gra na
emocjach i ułatwia widzowi identyfikację z bohaterami.
Magdalena Cielecka, grająca Alicję,
nosi przez cały film niemal tę samą, zbolałą twarz. Nie wiedzieć
czemu wystarcza sama tylko obecność tej milczącej osoby, by ludzie
się przed nią otwierali. Nic nie wskazuje na dziennikarski
talent, czy osobowość, która sprawiałaby, że ludzie zdradzają
jej swoje najskrytsze tajemnice. Nie wiedzieć czemu główna
bohaterka – to znowu problem scenariusza – właściwie nie
konfrontuje się ze złem, które sama tropi, a cały ten obowiązek
spada znowu na męskie barki. A dokładniej na barki Marcina
Schwartza. W tej stereotypowej roli Marcin Dorociński jedynie
zaciska pięści do walki, albo zdejmuje koszulkę. Na tej samej zasadzie Jerzy Trela zostaje sprowadzony do roli
narracyjnej "gadającej głowy" Pana Alberta. Z kolei postaci z
dalszego planu popadają w nazbyt teatralną groteskę, zwłaszcza
matczyno-synowski duet Doroty Kolak i Dawida Ogrodnika. Dobrze za
to wypadł Piotr Fronczewski, który świetnie wpisał
się w charakter i temperament książkowego dyrektora sierocińca. Z kolei fanów Joanny Bator może zainteresuje informacja, że pisarka, we własnej osobie, wciela się w jedną z postaci.
Najgorsza jednak konstatacja przychodzi
na koniec. To podejrzana sprawa. Filmopsuje, lub inne istoty z koszmaru kinomana, strywializowały
zakończenie wyczekiwanego filmu. Wśród realizatorskich nieporozumień i
scenariuszowych ogryzków przepadła pesymistyczna, zniuansowana
wypowiedź na temat natury zła. W filmie Lankosza pokonanie kotojadów
zostaje sprowadzone do kilku ciosów, wymierzonych w słusznym
gniewie i w imię zbiorowej sprawiedliwości. Widz nie ma wątpliwości -
dokładnie wie, po której stronie się opowiada, a wszystkie
przedstawione, moralnie dwuznaczne, pokiereszowane przez życie
postaci, trafiają na mętny margines. Ciemno, prawie noc
Lankosza to krok wstecz, jeśli wziąć pod uwagę brawurę pisarskiej
wypowiedzi Bator. Za pozorami śmiałych scen, oferuje przede wszystkim fabularne klisze
(dotyczące np. roli płci czy charakteru zła, które ma wymiar głównie jednostkowy).
Film zupełnie nie eksponuje społecznego tła wydarzeń, za przykładem dobrych
kryminalnych fabuł. Ulice Wałbrzycha w kadrach Lankosza wydają się
nieme i obojętne na okoliczności, które przecież powinny rezonować wśród mieszkańców - w mniej lub bardziej chlubny sposób. Chyba jeszcze nie pora na film, który bezczelnie włożyłby kij w społeczno-polityczne mrowisko, ukazując chimeryczną i niespokojną duszę Polaków w dosadnym, gatunkowym stylu.
_
Recenzja filmu: Ciemno, prawie noc
Reżyseria: Borys Lankosz
Scenariusz: Borys i Magdalena Lankosz
Polska premiera: 22 marca 2019
Gatunek: thriller, kryminał
Produkcja: Polska
Więcej wpisów o kulturze, tutaj: Agitacja Kulturalna na FB
Komentarze
Prześlij komentarz