Na falach codzienności - "Walc w alejkach" Thomasa Stubera

Egzotyczny krajobraz, pełen słońca i rozłożystych palm. Wypełniony muzyką przychodzących i odchodzących fal. Uwodzi i unosi myśli daleko, ku miejscu, które wydaje się w zasięgu ręki. Ku chwilom szczęścia. Ten rajski pejzaż wydaje się osiągalny, może jeszcze nie jutro, ale za jakiś czas... Na pewno.

Spójrzmy z bliska.

Kokosowe palmy i rozświetlona słońcem plaża to tylko licha fototapeta, która swoją tanią egzotyką umila chwile przerwy na zapleczu supermarketu. Szum nadbiegających fal - sugestywniejszy, niż by się mogło wydawać - to tylko złudzenie, wywołane przez sunące alejkami wózki widłowe. Ułuda kurczy się pod naporem codzienności. Pracownicy sklepu sennie wypełniają półki trunkami i słodyczami - "marzeniami" w promocyjnych cenach i na każdą kieszeń.

Recenzja filmu Walc w alejkach Thomasa Stubera

Pani od Słodyczy i Christian, w dłoniach dziewczyny urodzinowe ciastko.
Walc w alejkach (In den Gängen), reż. Thomas Stuber

Christian (Franz Rogowski) przychodzi z ulicy. Wydaje się spokojny, chociaż jego bokserska aparycja i tatuaże mogą budzić podskórny niepokój. Jednak Bruno (Peter Kurth), człowiek doświadczony, pamiętający jeszcze poprzedni ustrój, widział już nie jedno, bez wahania bierze więc Świeżaka pod swoje skrzydła. Każdemu należy się szansa. Nowy dostaje uniform, plakietkę z nazwiskiem, dwa długopisy i dobre słowo - na początek wystarczy. Bruno pokaże mu nie tylko, jak wykładać towar i prowadzić wózek widłowy, ale także - a może przede wszystkim - na dymku wyłoży mu filozofię pracy w supermarkecie. A gdy ich przyjaźń scementuje, marketowy sensei nauczy go, jak bez nadmiernych roszczeń i dramatów płynąć z nurtem życia.

Świeżak nie przychodzi tylko po nową szansę. Człowiek skrycie zawsze pragnie czegoś jeszcze. Niebawem, w dziale słodyczy zostaje oczarowany. On i ona spotkają się. Zadziorna Marion (Sandra Hüller, znana z filmu Toni Erdmann) nie czuje respektu przed nowym i jego dziarami, gdy więc ten zdobędzie się na odwagę i trochę postara, Pani od Słodyczy polubi jego oszczędny słownik i sfatygowany nos. Wśród palm i gorących piasków pojawi się uczucie.

Dzień płynie za dniem. Towar ląduje na półkach, pracownicy krzątają się między regałami. Czy rutyna może oczarować kinowego widza? Wydaje się, że może... gdy jej rytm i atmosfera spotyka się z Nad pięknym modrym Dunajem, walcem Straussa, który w prologu brzmi prześmiewczo, niczym cyniczna zgrywa Roya Anderssona - twórcy kpiąco-zabawnej trylogii o człowieku - ale zaraz wydaje się, że żadnej profanacji nie było. "Świątynia" - jak nazywa swój supermarket kierownik Christiana - wydaje się mieć niewiele wspólnego z konsumpcją (o jakiej śnią krzykliwe reklamy), która w tej historii niby gdzieś przepada i ulega zamazaniu. Wesołe, idylliczne zakupy to tylko mit stworzony przez media. Za tą kolorową fasadą promocji, płynie zgoła inne życie.

Nie tylko beztroska konsumpcja została wzięta w tajemniczy nawias. Pozornie wydaje się nieistotny także status społeczny, śmieciowe umowy, czy pensje... Wszystko to majaczy gdzieś na drugim planie.

Ale coś przecież się liczy?

Bruno i Christian palą paierosa. Tylko skąd te kraty?
Bruno i Christian

Christian znajduje w supermarkecie azyl. W pewnym sensie, oczarowuje go widok papierowych palm i sztucznego słońca. Śni swój "sen"... Poznaje miejsce, w którym ludzie wydają się szczerzy i życzliwi, gdzie sztywny regulamin nie ma ostatniego słowa, a maszyna biurokracji niemal się nie liczy. Jakby za całym tym zwalistym balastem towaru, betonu i blachy ukrywała się przed nieprzyjaznym światem oaza spokoju i równowagi, gdzie czułe na muzykę poważną wózki jeżdżą z taneczną gracją, a każdy, bez względu na przeszłość, może znaleźć tutaj bezpieczną przystań. Czy faktycznie? Czy w życiu nie można chcieć już niczego więcej?

Jeszcze bliżej.

Oglądając film Thomasa Stubera, który za półkami supermarketu sprytnie ukrywa swój przekaz, spodziewamy się rychłego katharsis, jakiegoś dramatycznego zrywu akcji. Kilka epizodów pozwala nam się rozgościć w tym przeczuciu, uwierzyć, że zaraz nastąpi jakiś wstrząs i twist. O dojrzałości i klasie reżysera świadczy jednak to, że dobrze rozpoznał oczekiwania publiczności i zagrał z nimi w inteligentny sposób. Dlatego o żadnym utartym gatunkowym chwycie nie ma mowy. Walc w alejkach nie przystaje do ładnie opakowanego towaru, którego zawartość jest nam dobrze znana, jak piątkowe telewizyjne hity czy sequele wielkich produkcji.

W tej opowieści o życiu i rajskich plażach zadziać się musi inaczej... bardziej, prawdziwiej. W innym wypadku, ten sen, na miarę nowoczesnego życia - śniony przez bohaterów, takich jak my - nie mógłby w pełni wybrzmieć. Stałby się tylko jedną z tych baśni o szamponie, który nie szczypie w oczy, albo o kawie, która budzi nas rano jak magiczne zaklęcie.

_

Recenzja filmu:

Walc w alejkach
Reżyseria: Thomas Stuber
Scenariusz: Clemens Meyer, Thomas Stuber
Polska premiera: 8 lutego 2019
Gatunek: dramat, komedia
Produkcja: Niemcy

Komentarze

  1. Pięknie napisane, aż się chce obejrzeć i naprawdę tak gęste jak lubisz.
    Chyba powinnam uczyć się od Ciebie owego jeszcze nie do końca poznanego
    zagęszczania. Nie chcesz pisać opowieści? Myślę, że byłyby ciekawe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, niczego ode mnie nie musisz się uczyć! :) Myślę, że jesteś na dobrej drodze do wypracowania własnego stylu. A może już go masz? Przecież poznałem tylko próbkę Twoich tekstów... I nie chciałam zasiać niepokoju - Twoje teksty świetnie się czyta z ekranu komputera (są nie za długie i wciągające).
      Owszem, chciałbym pisać np. opowiadania. Ciągle mi się to marzy. Ale chyba brak mi do tego po prostu siły, motywacji, a mój wewnętrzny krytyk/czytelnik jest raczej niezadowolony z rezultatów. Dlatego piszę tutaj, o kulturze, by mimo wszystko się rozwijać. Może kiedyś przyjdzie pora na pisanie prozy.
      Trzymam kciuki za "fantastyczne" pomysły! :)

      Usuń
  2. Świetna recenzja! Pięknie piszesz :) Może w weekend znajdę chwilę dla siebie i obejrzę ten film.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty