Gra w prawdę - "Matka" Bonga Joon-ho

W filmie Matka (2009), który ukazał się po sześciu latach od premiery Zagadki zbrodni, oraz po sporym sukcesie The Host: Potwór (2006), Joon-ho Bong wraca do tematu morderstwa i refleksji na temat natury zła. Jego autorski styl znacznie się rozwinął: opowieść stała się mniej linearna, mniej obiektywna, zaczęła oferować szereg wizualnych i narracyjnych atrakcji, które dobitnie podkreślają nieznoszącą katharsis, postmodernistyczną wymowę obrazu.


Postaci z plakatu do filmu "Matka": kobieta i jej syn
Matka, reż. Joon-ho Bong

> Zapraszam do lektury II cz. artykułu o filmach kryminalnych Joon-ho Bonga. Uwaga, zdradzę część fabuły (głównie początek), ale spokojnie, z całością będziecie musieli zmierzyć się sami. ;)

Widzów pamiętających policyjne dochodzenie z poprzedniego filmu, zaskoczy fakt, że reżyser znacząco przesuwa akcenty kryminalnej gry - teraz ważne jest nie tylko kto zabił i jakie miał motywy, ale także złożony, niejednoznaczny portret matki i syna - osób, bezpośrednio tym śledztwem dotkniętych. Reżyser kieruje więc kamerę niejako w przeciwną stronę, na podejrzanych, przenosząc tym samym wiwisekcję z pola działań detektywów na łono rodziny – rodzinny dom, w którym osadzają się niepostrzeżenie społeczne presje, werbalizują kulturowe normy i nakazy. Bong znowu dostarcza nam wnikliwej obserwacji życia, ale pogłębia ją o frapującą analizę pracy ludzkiej psychiki.

Kulturowym clou poruszanych na ekranie problemów, a zarazem kołem zamachowym akcji jest nieprzystosowanie jednostki, która nie jest w stanie zrozumieć subtelnych, nierzadko cynicznych, zasad „gry w życie”, jakie obowiązują we współczesnym, skomplikowanym świecie. Zwłaszcza reguł dotyczących przemocy, gromadzenia środków do życia, zdobywania statusu społecznego czy relacji międzyludzkich, w tym zachowań seksualnych. Dramatyczny wątek opóźnionego w rozwoju chłopca, znany nam z poprzedniej historii, zostaje tutaj wyciągnięty na pierwszy plan. Mentalna słabość, która sprawia, że bohater często jest zdany na pomoc matki i społeczeństwa, uwypukla jednocześnie patologiczny charakter tej opieki i - bardziej ogólnie - socjalizacji, oraz anomię obowiązującej kultury.

Nie znaczy to bynajmniej, że reżyser chce pogrążyć widza wyłącznie w minorowych nastrojach dramatu i trudnej filmowej publicystyce, komentując bowiem kondycję koreańskiego społeczeństwa nie tylko oferuje nam ciekawą kryminalną łamigłówkę, ale także - podobnie jak w Zagadce zbrodni - nie boi się żartów ze swoich niedoskonałych bohaterów, przedstawiając ich czasem z przymrużeniem oka. W myśl zasady: baw się i myśl.

Zbrodnia i taniec


Przyjrzyjmy się bohaterom oraz wizji relacji społecznych, jaką kreśli reżyser.

Do-joon, choć większość dnia spędza pod czujnym okiem nadopiekuńczej matki, Hye-jy, to już niemal dorosły mężczyzna. Wieczory spędza przy kieliszku w klubie Manhattan (amerykańskie akcenty rozsiane są po całym filmie), gdzie bez powodzenia, stara się nawiązać bliższe relacje z dziewczynami, a gdy ktoś nieopacznie nazwie go „debilem”, rzuca się na niego w akcie odwetu, by ocalić dobre imię. Podstawowe wyobrażenie ról społecznych dała mu matka, chcąca by syn, mimo swoich ograniczeń, stał się w oczach innych pełnowartościowym mężczyzną. Z kolei jedynym, prawdziwym, wzorcem męskich zachowań w życiu chłopca jest rezolutny i cyniczny Jin-tae, rówieśnik Do-joona, znacznie lepiej odnajdujący się w – negatywnie pojmowanej – neoliberalnej rzeczywistości, a więc w świecie zdominowanym przez zachodni styl życia. Jin-tae to twarz młodego pokolenia, dorastającego w kapitalistycznej Korei.

Całą trójkę łączy pewnego rodzaju więź, choć nie może być tu mowy o proporcjonalności uczuć – w pierwszym przypadku jest to gorąca więź krwi, w drugim, skrywana, raczej platoniczna i chłodna słabość. Widać to już w przedakcji:

Trwa zwykły powszedni dzień. Do-joon beztrosko bawi się z psem. Matka obserwuje go czujnie podczas pracy przez otwarte drzwi swojej zielarni. Widzi stamtąd także, tuż przed wypadkiem, jak Jin-tae rozmawia przez telefon. W chwili, gdy Do-joon zostaje potrącony przez kierowcę Mercedesa, matka kaleczy się w palec. W panice, nie czując uszczerbku na własnym ciele, śpieszy synowi na ratunek. Obejmuje go mocno. Choć wydaje się, że chłopak wyszedł z opresji cało, matka bierze zauważoną nagle krew za krew syna, zgodnie z najczarniejszym przeczuciem. Chwilę potem Do-joon rozpoznaje krew matki jako własną. To przemieszczenie ma tu wyraźnie głębszą wymowę. Tymczasem Jin-tea szybko odnajduje się w sytuacji i przejmuje inicjatywę; zatrzymuje pierwsze przejeżdżające auto i wraz z przyjacielem, który zdołał już wyswobodzić się z objęć Hye-jy, każe zawieść się na pole golfowe. Bo tylko tam – słusznie domyśla się Jin-tea – może kierować się posiadacz drogiego „merola”. Na miejscu, z kijem golfowym w ręku, nauczy przyjaciela jak się dokonuje zemsty.

dwóch przyjaciół podczas przesłuchania w komisariacie
[od prawej] Do-joon i jego przyjaciel, Jin-tea, oraz policjant

Ale dopiero morderstwo Moon Ah-jung, dziewczyny z ubogiej rodziny, o nie najlepszej reputacji, sprawia, że relacje wspomnianej trójki nabierają prawdziwie dramatycznego ciężaru. Rusza śledztwo, a Do-joon, w charakterze podejrzanego, trafia do aresztu. Podczas oględzin miejsca zbrodni policja znalazła piłeczki golfowe, które chłopak – myśląc że są cenne – wyniósł z pola golfowego. Choć na przesłuchaniu przyznał się do winy, chcąc zamanifestować swoją „męską” zdolność do przemocy(!), to z samego zdarzenia niewiele pamięta... Tymczasem Hye-ja zatrudnia najdroższego prawnika w okręgu. Ten niebagatelny wydatek jest kolejną reżyserską zagadką – kobieta wiedzie przecież skromne życie, utrzymując siebie i syna głównie ze sprzedaży ziół i świadczenia (nielegalnych) zabiegów medycyny niekonwencjonalnej. Zdesperowana, czując, że nie może liczyć na szczere zaangażowanie policji, podejmuje własne śledztwo. Przypuszcza, że to przyjaciel jej syna dokonał przestępstwa. Wszak od początku uważała go za zły przykład dla jej chłopca.

Poszukując dowodu, który mógłby zdjąć podejrzenia z Do-joona, kobieta włamuje się do mieszkania młodego mężczyzny. Po krótkich oględzinach znajduje kij golfowy, na którym widnieje krwawy ślad. Czyżby narzędzie zbrodni? Nim jednak udaje się jej wymknąć wraz z domniemanym dowodem zbrodni, wraca Jin-tae. Towarzyszy mu córki właścicielki pubu Manhattan. Hye-ja, ukryta za zasłoną garderoby, staje się mimowolnym świadkiem intymnego zbliżenia. Gdy wreszcie kochankowie zasypiają, udaje się jej uciec ze swoim łupem. Jin-tae zostaje wezwany na przesłuchanie. Odpiera jednak zarzuty kilkoma intymnymi filmami, nagranymi na telefon, z udziałem jego i dziewczyny – czym zresztą wzbudza niekłamany podziw detektywa – w których rolę erotycznej zabawki odgrywa właśnie skradziony kij golfowy. Nowy dowód zostaje skompromitowany. Hye-ja będzie musiała sporo zapłacić za tę pomyłkę...

Stęchły urok kapitalizmu


Bardziej jednak niż dość rubaszny humor, w jaki obfituje wynik prywatnego śledztwa, imponuje pojemna, ukryta za kijem golfowym, symbolika, która podsuwa nam pewne wyobrażenie na temat obowiązujących postaw społecznych i wyznawanych powszechnie wartości.

Jin-tae, wracając do początku, nie mniej niż dokonaniem zemsty na sprawcy wypadku, zainteresowany jest własną materialną korzyścią. Dobrze wie, że zagubione na polu golfowym piłeczki, których przynajmniej tuzin zebrał Do-joon, mają znikomą wartość i dlatego sprytnie przywłaszczył sobie kij golfowy – atrybut elitarnej grupy społecznej, związany z rekreacją ludzi sukcesu i przedstawicieli władzy. Taki kij to także eleganckie narzędzie do zadawania bólu, albo przynajmniej... narzędzie skutecznej perswazji. W domowym zaciszu przeobraża się jednak w fetysz, choć nie tylko za sprawa fallicznego kształtu, to przecież symbol władzy i upragnionego dobrostanu. Jin-tae świetnie to wyczuwa. W tym cynicznym świecie, przekształconym przez zachodnie wpływy kulturowe – jak przekonuje nas reżyser – odium podejrzenia o przestępstwo nie może trwać zbyt długo na osobie, która jest świadoma panujących zasad. Dlatego Jin-tae, choć nie jest aniołem, szybko opuści areszt.

Można by więc przeczuwać, że Do-joon, bezradny i nie potrafiący odczytywać subtelnych społecznych kodów, skazany jest na porażkę i karę więzienia. Niekoniecznie!

Hye-ja z pewnością nie zniechęci się po pierwszej porażce. Bong umyślnie przełamuje tutaj patriarchalną omnipotencję: chociaż jego bohaterce daleko do przedstawiciela zamożnej elity, to jednak niską wyjściową pozycję w toczącej się grze o wolność syna rekompensuje sobie ogromną motywacją – wzmocnioną nie tylko matczynym uczuciem, ale także (ot, kolejna zagadka) wyrzutami sumienia... oraz wielką zaradnością, której nie ograniczają wygórowane koszty przedsięwzięcia. To bardzo ważna cecha, może nawet najważniejsza, ponieważ każda pozyskana pomoc ma tutaj transakcyjny charakter.

Umysł i ciało


Tytułową matkę cechuje też zaskakująca umiejętność wpływania na innych, nawet Jin-tae, który zawsze najpierw wyciąga rękę po „swoją dolę”, ma do niej zastanawiającą słabość... Hye-ja jest indywidualnością niemal na miarę Napoleona – stratega gotowego poświęcić wszystko, zdolnego pozyskać każdego sprzymierzeńca, nawet takiego, którego nie szanuje, za cenę zwycięstwa. Gdy trzeba, może manipulować i kłamać, zachowując przy tym pozory bezinteresowności i troski.

Ponadto Hye-ja, znawczyni medycyny naturalnej, mimo przyrodzonej histerii, potrafi zapanować – to chyba najbardziej niezwykłe u tej postaci – nad bólem i traumą, który gnieździ się w duszy i wspomnieniach. Potrafi wejść w taneczny trans, by za chwilę żyć w niepamięci, jakby obok przeszłości, która normalnie, dzięki przyrodzonej człowiekowi pracy pamięci, zadaje cierpienie i odbiera radość życia. Sztuki tej nauczyła także syna, co miało ułatwić mu znoszenie życiowych niepowodzeń. Czy ta praktyka, operująca na tak delikatnym tworzywie jak pamięć, nie okazała się jednak w skutkach zbyt druzgocząca dla rozwijającej się osobowości? Ta wątpliwość, pozwala spojrzeć z innej strony na umysłową ułomność bohatera, która być może wcale nie była mu przyrodzona. Okazuje się, że silna matczyna miłość może mieć niespodziewane odcienie. 

tytułowa matka tańczy, by uwolnić się od traumy
W tanecznym transie

Wspomnianą zdolność do uśmierzania przeszłości wyraża zagadkowa scena tańca z początku filmu, w której Hye-ja, jeszcze pod wpływem skrajnych emocji, stopniowo uwalnia się od traumy. To samo zjawisko, ale ukazane jeszcze dobitniej, oglądamy później, gdy bohaterka, po szeregu dramatycznych doświadczeń, nagle odzyskuje wigor i wolę życia. Choć ta metamorfoza nie wydaje się ani zupełna, ani w pełni wiarygodna, to i tak myślę, że niejedno z nas chciałoby poznać jej sekret. W ten subtelny sposób koreański reżyser, kwestionuje znaczenie i status prawdy; za jednym zamachem, łamie zasadniczy paradygmat kryminalnej opowieści, gloryfikującej przecież rozwiązanie zagadki, oraz stawia diagnozę naszej ponowoczesnej rzeczywistości, w której prawda przestaje mieć doniosłe znaczenie.

*

Film Matka nie spotkał się z zainteresowaniem szerokiej widowni, choć parokrotnie zdobył uznanie krytyków filmowych. Chyba dlatego, że bardziej niż emocje porusza intelekt. Można by wypomnieć autorowi, że opowieścią o zażyłej relacji histerycznej matki i jej nierozgarniętego syna nie da się zawojować box-office'u, ale być może Bong nie zgodziłby się z takim wyznacznikiem sukcesu. Nie wszystkie filmy, wzorem hollywoodzkich standardów, muszą być przecież obliczone na sukces komercyjny.

Ręka mistrza


Wszystkie przytoczone wyżej filmy południowokoreańskiego reżysera budzą emocje i jednocześnie wciągają widza w rozważania na temat ważnych kwestii społecznych, ale dopiero w Matce, wraz z narracyjną łamigłówką, Bong wkracza na pole efektownych środków filmowych, do jakich przyzwyczaiło nas współczesne kino. W filmie tym dominują zbliżenia – najpełniej ukazujące emocje oglądanych postaci, przełamywane czasem planem totalnym, który wymownie podkreśla skalę zmagań głównej bohaterki. Zaskakuje nas perspektywa i praca kamery. Przytłacza chłodna, przechodząca w błękit, monochromatyczna paleta kolorów. Jeśli chodzi natomiast o stronę wizualną Zagadki zbrodni, to w sporej mierze była ona wierna klasycznej formule, chociaż konwencja kryminału zgrabnie oscylowała tam pomiędzy komedią a dramatem, w duchu zgoła postmodernistycznym. Ta sprawna żonglerka gatunkową estetyką nie powoduje jednak dysonansów w odbiorze, a wręcz przeciwnie – zdaje się umacniać realizm filmu, zgodnie z ideą niedającej się upraszczać rzeczywistości.

Już w The Host, filmie poprzedzającym Matkę, widoczny był progres. Reżyser pokazał, że jest jeszcze lepszym gatunkowym żonglerem, a na iluzji (nieskomplikowanej, czarno-białej) rzeczywistości nie bardzo mu jednak zależy. Przecież, już na początku, podczas ataku potwora-mutanta na piknikujących ludzi, ciężko odeprzeć od siebie wrażenie, że twórca mruga do nas okiem i pod pozorem kina gatunkowego przemyca ekologiczny, anty-konsumpcyjny manifest, a uciekających, bądź nie(!), w popłochu ludzi ukazuje wręcz w prześmiewczy sposób. Choć podwaja ilość montażowych cięć i przyśpiesza akcję, to jednak nie poświęca zupełnie historii na rzecz widowiska i happeningu. To w końcu nie tylko horror, ale także przejmujący dramat rodziny zdanej w obliczu zagrożenia wyłącznie na siebie. Zagadka zbrodni nie jest tak efektowna, do osiągnięcia swego celu potrzebowała jedynie prawdziwych postaci i zdarzeń, stopniowo budowanego napięcia i zaledwie paru oszczędnych zrywów akcji. Przez oszczędność tych środków, film otwiera się na uważną, krytyczną postawę widza. Efektowny The Host angażuje odbiorcę przede wszystkim na sensualnym i emocjonalnym poziomie.

Matka to już zdecydowanie kolejny etap w twórczości Bonga. Złożona struktura narracyjna, pokrewna stylistyce puzzle films, oferuje nam nie tylko kryminalną zagadkę, ale – by wyzwanie nie okazało się zbyt proste – także niejednoznaczny, schizofreniczny statusu przedstawionych zdarzeń. Koreański twórca sugestywnie oddaje stany psychiczne postaci, zderza ze sobą różne perspektywy, efektownie kreuje rzeczywistość na pograniczu teraźniejszości i przeszłości. Nie jest to łatwy film, a sama kryminalna zagadka nie stanowi pewnie największego wyzwania... (bo nie o jej rozgryzienie tak naprawdę tu chodzi). Te „manipulacje” mają pewien zamierzony cel – sugestywnie oddają działanie ludzkiej pamięci, która przecież nie jest – jak się nam czasami wydaje – prostym mechanizmem trwale rejestrującym przeżywane wydarzenia.

Bong w swej opowieści o współczesności, mrocznej i filozoficznej zarazem, idzie jeszcze dalej, ukazując człowieka muszącego sprostać odkrywanej prawdzie – upragnionej, a jednocześnie bolesnej. Choć konwencja kryminału niejako nakazuje postaciom (oraz widzowi), w swych dociekaniach, „przemieszczać się w przeszłość”, bo tam znajduje się rozwiązanie zagadki, to okupione jest to ogromnym wysiłkiem i psychiczną udręką. Proces poznawania prawdy zostaje tu wymownie przeciwstawiony zapomnieniu, które przynosi ulgę i pozwala odzyskać wolność. Taka wizja życia za nic nie przystaje do utartych konwencji kina gatunkowego, stymuluje natomiast do ciekawych artystycznych poszukiwań.

Prawda w kryminałach koreańskiego twórcy nie posiada statusu mitycznego złotego runa, którego zdobycie może przynieść heroicznym argonautom jedynie chwałę. Prawda nigdy nie jest prosta, jak ją sobie wyobrażają detektywi i prokuratorzy, którzy, przez swoje skrzywienie zawodowe, widzą ją chyba w sposób najbardziej ułomny, na co wskazywałyby przytoczone tu opowieści. Dzieła Bonga są artystycznym, dociekliwym świadectwem tego problemu.

*

Bong to wyjątkowy twórca na arenie światowej kinematografii, przede wszystkim dostarcza publiczności widowiska i odbiorczej satysfakcji, ale jednocześnie podsuwa jej kukułcze jaja-niespodzianki. Dzięki temu – tak sobie myślę przy weekendzie, gdy pod oknem snują się grillowe zapachy – może niejeden kinofil po filmie „Okja” dostał moralnej zgagi lub też zdał sobie sprawę z innych swoich, mentalnych czy konsumpcyjnych, słabości. Obrazy Bonga dają nam przyjemność, jakiej oczekujemy w kinie, ale potrafią także przynieść nieoczekiwaną rozterkę, frapującą myśl, która - prawem oddziaływania kultury - podejmujemy i nosimy w naszych umysłach.

Po przygodzie z amerykańską branżą filmową, podczas pracy nad Snowpiercerem, reżyser zadeklarował (co już zresztą udowodnił współpracując z Netflixem) swoją niechęć wobec amerykańskiego systemu produkcyjnego. Dlatego oczekując na polską premierę Parasite, ufał będę w kreowany przez media wizerunek twórcy-outsidera, który wytrwale pracuje nad scenariuszem przy kawiarnianym stoliku. Skąd tak pilnie lustruje nasze wzajemne relacje i talerze.


Link do I cz. tekstu: Gra w prawdę - "Zagadka zbrodni" Joonho Bonga.

Więcej wpisów o kulturze, tutaj: Agitacja Kulturalna na FB 

_
Matka
reż. Joonho Bong
Kryminał, dramat, trochę komedia
Premiera: 16 maja 2009
Korea Południowa

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty