"Szczęśliwy Lazzaro" - gdyby święty żył wśród nas

Alice Rohrwacher, reżyserka lubująca się w niepozornych i niezwykłych bohaterach, w nowym filmie ponownie porusza temat cudów. O ile jednak poprzedni film - zatytułowany nie inaczej, tylko Cuda - ową szczególną niezwykłość ukazywał w dorastających bohaterach, porywających się na indywidualizm, o tyle Szczęśliwy Lazzaro traktuje o zgoła innych cudach. O niecodziennych zdarzeniach i okolicznościach, których pojęcie faktycznie wymyka się rozumowi. A jednak dziejących się tuż obok i na ogół... przez nikogo nie dostrzeganych.

Recenzja filmu Szczęśliwy Lazzaro w reż. Alice Rohrwacher.

łagodna twarz bohatera wśród tytoniowych liści
Szczęśliwy Lazzaro, reż. Alice Rohrwacher

Zejdźmy jednak na ziemię, bo film reżyserki mimo wszystko mocno się trzyma prozy życia. W pewnej zapomnianej sycylijskiej wsi, nękanej przez wilki, ludzie żyją według - wydawałoby się zamierzchłych - feudalnych zasad. Wszystko, co wypracują na tytoniowych polach należy się markizie Alfonsinie de Lunie i jej szlacheckiej rodzinie. A jednak wyzysk nie będzie wieśniakom pisany aż po grób i los niebawem się odmieni. Stanie się, w pewnym sensie, cud, przynajmniej w głowach pogodzonych z losem prostych ludzi.

Ale cudem może być także człowiek. Wśród mieszkańców wsi żyje niejaki Lazzaro, młody parobek, wyróżniający się wyjątkowym zapałem do niesienia pomocy. I dość, powiedzmy, ograniczoną ekspresją w wyrażaniu siebie, jak i swoich oczekiwań. Z tej bezinteresowności skrzętnie korzysta cała wioska, a także młody markiz Tancredi, który - widząc dziecięcą naiwność i uległość parobka - czyni go dla zachcianki swoim rycerzem i towarzyszem eskapad. Tak naprawdę jednak parobek jest jedyną osobą, która czyni jego samotność znośną. Od tej chwili razem się ukrywają i wraz z wilkami wyją do księżyca.

Mimo iż Lazzaro jest wcieleniem biblijnego świętego - Łazarza, to nikt nie dostrzega w "wiejskim popychadle" ani krztyny wyjątkowości i majestatu. Lazzaro nie nosi aureoli, nie broczy krwią ze stygmatów, nie toczy zawziętych dyskusji z niebiosami o lepszy byt człowieka, nawet się nie modli. Jego nadzwyczajność (świętość?) tkwi w czymś zupełnie banalnym - w gotowości do niesienia bezinteresowniej pomocy.

To wystarcza, aby mógł - jak chce tytuł filmu - czuć się szczęśliwy.

Właśnie tą drogą, na prawach przypowieści o niezauważanym świętym, autorka zwraca naszą uwagę na dewaluację gestu bezinteresownej troski o innych. Świat nakreślony przez Rohrwacher pełen jest - oczywiście na wzór naszego - społecznych podziałów i nierówności; to miejsce gdzie, aby odbić się od dna i żyć bardziej dostatnio, trzeba najpierw wykorzystać naiwność kogoś innego. Dlatego w prostodusznych gestach Lazzara i zaufaniu, jakim darzy ludzi, bez względu na ich pozycję społeczną, widzimy raczej ułomność, niedopasowanie do surowych darwinistycznych społecznych reguł. Trudniej natomiast przychodzi nam dostrzec w działaniach bohatera próby pokonywania międzyludzkich barier.

Jemu jednak przychodzi to bez trudu, nawet jeśli trzeba sprawić mały cud. Jak wtedy, gdy wraz z przyjaciółmi zostaje wyproszony z kościoła (wzięto ich za włóczęgów), do którego weszli zauroczeni pięknem organowej gry. W jakiś niezwykły sposób, muzyka opuszcza strzeliste sklepienia i podąża wraz z nimi na ulicę. Jakby piękno, szczere i uduchowione, nie znające społecznych norm i hierarchii, wzięła stronę wykluczonych.

Kto więc jest bardziej normalny: ludzie - ograniczeni do ról społecznych i skostniałych przekonań - czy Lazzaro, dbający tylko o więzi z innymi? - zdaje się pytać autorka. Ta filmowa przypowieść podsuwa pewien morał, bo przypowieść o świętym musi mieć morał... Jeśli tylko wierzymy, że kino ma jakąś transgresywną siłę (a ja trochę w to wątpię), możemy - zanim przelecą napisy końcowe i zgaśnie kinowy ekran - zagłębić się w humanistycznym przekazie filmu. Możemy spróbować przemóc swój konformizm oraz przyjrzeć się krytycznie społeczeństwu, w którym żyjemy. Bo to tam, jak sugeruje Szczęśliwy Lazzaro, w myślowych schematach, egoizmie i zbiorowych fobiach grasują "prawdziwe wilki", których można się bać.

_

Recenzja filmu: Szczęśliwy Lazzaro
Reżyseria: Alice Rohrwacher
Polska premiera: 8 marca 2019
Gatunek: Dramat
Produkcja: Francja, Niemcy, Szwajcaria, Włochy
Nagrody: Złota Palma za Najlepszy scenariusz (dla Alice Rohrwacher), Europejska Nagroda Filmowa za Najlepszy film - wg uniwersytetów, i in.

Komentarze

  1. Szukam ostatnio ciekawych filmów z przesłaniem, także cieszę się, że trafiłam na tę recenzję. Film trafia na moją listę „do obejrzenia”. Dziękuję! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie miałam przyjemności oglądać tego filmu, ale zdecydowanie zachęciłeś mnie, abym to zmieniła. Cenię w ludziach bezinteresowność, więc postać Lazzara powinna wywołać moją sympatię. Mam nadzieję, że mi się to dzieło spodoba :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie weź tego za złośliwość, ale Rohrwacher nie robi filmów do "podobania się". Widać w nich szczególną wrażliwość na człowieka oraz jej własne, autorskie podejście do kina, dlatego najpierw trzeba - jak mi się wydaje - zaakceptować nieśpieszny styl opowiadania, skupienie na niuansach życia, wraz z jego rutyną i monotonią. Zjadacz efektownych popkulturowych obrazów powie, że te filmy straszą nudą, albo że są "jakiś dziwne" ;) , ale ktoś uważny, odczytujący "ukryte" treści (jak to w przypowieści czy baśni) może w nich znaleźć jakąś frapującą myśl.

      Usuń
  3. Myślę, że wielu takich "niewidzialnych" bohaterów jest wśród nas.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty